Szybciej udało mi się wrócić niż się spodziewałam :) Mój małż zakupił małe, płaskie cudo, więc przerwa krótsza niż zazwyczaj między jednym a drugim postem ;p
Szkoda mi jego poprzednika normalnie, bo zacny to był sprzęt i śmigał dobrze, a na dodatek był to mój urodzinowy prezent! No ale cóż poradzić...
Opowiem Wam dziś moją przygodę ze sprzętem, który nazywa się szlifierka (chyba).
Pisałam już kiedyś, że pod koniec zeszłego roku kupiliśmy mieszkanie? No, kupiliśmy. Wyremontowaliśmy je na tyle, na ile pozwalały nam fundusze. Popełniliśmy jednak błąd, bo ani nie zmieniliśmy, ani też nie pozbyliśmy się starych drzwi i futryn. Efekt tego jest taki, że to to straszy normalnie swoim wyglądem, a jak chcielibyśmy teraz wymieniać, to musielibyśmy remont robić , żeby wykuwać futryny itp. No żenada :/ No i mądra Kasia postanowiła, że oszlifuje te badziewne, setki razy malowane futryny i pomaluje na nowo, już równiusieńkie i gładziusieńkie ;p
Szlifierka pożyczona od znajomych kwitła już z miesiąc, mąż udawał, że jej nie widzi ;p tłumaczył, że nie bardzo teraz to robić, bo się nabrudzi strasznie od pyłu itp.
Dziś tak sobie chodziłam i kręciłam się po kuchni, aż tu: stuk puk.... to puka mój genialny pomysł... :D Wezmę się ja sama i oszlifuję tą cholerną futrynę. Się wzięłam, a efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Nie to, żeby futryny takie piękne się zrobiły... po prostu pył był wszędzie!!!!! Aaaaaaaaaa..... No tragedia jakaś :/ Uwierzcie mi, że mimo zamkniętych drzwi wszedł w każdą szczelinę, otulił każdy drobiazg, nie wspomnę, że zadomowił się nawet w MOIM nosie :/ Parszywy! Resztę dnia to już sprzątałam, a takie fajne plany miałam >: /
Jak mój mąż z pracy wrócił to się przeżegnał niemal ;p Pomógł mi na szczęście sprzątać... No ale co się nasłuchałam, że mi mówił, że tak będzie, że to głupie było i więcej szkód niż pożytku - nooo prooooszę, jak bym sama nie wiedziała ;p Po 5 minutach już wiedziałam, że to pomyłka ;p
Teraz z troszkę innej beczki. Jakiś czas temu zadeklarowałam Tai, że wezmę udział w jej zabawie, którą nazwała Zabawą Parapetową :) Jeśli macie ochotę się pobawić, to szybciutko, bo czas tylko do 1.IV.
Zabawa polega na pokazaniu swojego parapetu ;p
Mój parapet oczekuje na blat (bo jest parapetem kuchennym), jest częściowo schowany za lodówką i jest moją osobistą graciarnią. :p Z racji, iż mam dość małe mieszkanie i brakuje mi miejsca na różne moje przydasie, oczekujące na dom aniołki, czy rozpoczęte prace - siedzą sobie cicho właśnie na moim parapecie. Tam też lądują szyszki po spacerze w lesie i muszelki po plażowaniu :) Mój parapet jest zatem nie tylko dla ozdoby, ale też pełni funkcję mojej mini pracowni ;p Muszę przyznać, że bardzo go lubię :D
Ladies & Gentleman ............
PRZYPOMINAM o zabawie PODAJ DALEJ, może ktoś się skusi??
To by było na tyle dzisiaj :)
Jak zawsze dziękuję, że zaglądacie do mnie :*
Zachęcam też do pochwalenia się swoim parapetem :)
jeśli chodzi o drzwi kochana, to wiesz co można z nimi zrobić? :P zdekupażować, ha!
OdpowiedzUsuńpomogę
Dziękuję za udział w zabawie:) Śliczny ten parapet, taki przytulny, domowy. Osobiście nie lubię sterylności - o wiele bardziej wole lekki twórczy nieład, kolorowy i wesoły. Zaciekawił mnie widok z okna. Musisz mieszkać na jakimś wysokim piętrze...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i życzę szczęścia w losowaniu!
Dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Przejrzałam szybciutko Twój blog i muszę powiedzieć, że śliczne są Twoje anielice :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Basia.
http://lavenderforge.blogspot.com/2011/04/podsumowanie-zabawy-parapetowej-i.html :)
OdpowiedzUsuńA ja gratuluje wygranej w zabawie parapetowej.
OdpowiedzUsuńPytałaś o namiary na sklep ,oczywiście ze podam trzeba sie dzielić ;)
http://www.tkaninysklep.pl/
Pozdrawiam serdecznie